niedziela, 30 września 2012

Zawieszka i kilka innych spraw...

Wybaczcie, że długo nie pisałam... straciłam wenę, kompletnie. Narazie zawieszam bloga, żeby nie robić wam nadziei, a potem rozczarownia. Mam nadzieję, że niedługo wrócę :)
A teraz kilka innych spraw, dla tych, co lubią oglądać na Youtube rzeczy związane z Królem Lwem zapraszam na mój kanał! Jego nazwa to "DisneyFilmsFan". Zapraszam was też na mojego nowego bloga o lwicy Satal - tak, tej lwicy której autorką jest Malaika4. Polecam też jej deviantart. A co do komków od Afry, to możesz je dać na bloga o Satal. Pa!

piątek, 7 września 2012

Rozdział XIII - Kolejna sprzeczka braci

Malutka myszka, wypełzła ze swojej norki. Swoimi malutkimi łapkami zaczęła przecierać swój pyszczek, gdy raptownie podniosła łebek to góry. Zaczęła noskiem w powietrzu, rozpoznała w dziwnym zapachu, niebezpieczeństwo. Nim jednak zdołała się ruszyć, wielka i kosmata łapa złapała ją i brutalnie przywarła do ziemi. A potem uniosła do góry i malutkie stworzonko widziało już tylko, parę wielkich, przeraźliwie zielonych oczu, aż zadrżała. Lew jednak był rozsądny i chwycił mysz za ogon, by w ogóle nie mogła mieć szans ucieczki.
-Los nie jest sprawiedliwy...- westchnął Skaza, znudzony patrząc na zdobycz.- Na przykład, ja nigdy nie będę królem, choć chcę... A ty- i zwrócił się do myszki.- nie ujrzysz więcej wschodu słońca! Hm, hm, hm, adie.
Wysunąwszy z pyska, długi język, położył na nim malutką istotę i zamknął paszczę. Wyglądało to tak, jakby na prawdę był głupi. Chociaż zrobił to specjalnie, musiał się znaleźć ktoś, kto by mu zwrócił uwagę.
-Mama nigdy ci nie mówiła, jak się kulturalnie je?- zapytał jakiś głos. Zielonooki odwrócił się szybko i ujrzał Zazu, znowu. Natychmiast wypluł nie połkniętą jeszcze zdobycz, na co ptak patrzył z obrzydzeniem. Szara, drobna istotka, pomknęła przerażona do swojej małej norki i zniknęła w jej ciemności.
-Czego znowu chcesz?!- warknął Skaza. - Czyżbyś nie zauważył, że gdziekolwiek się pojawisz, tam i jest pech? O! Na przykład mi uciekł obiad!
-Ha!- zakpił Zazu.- To nic, w porównaniu z tym, co możesz stracić jeszcze dziś! Ale wracając do twojego pierwszego pytania, twój brat wie o twoim lenistwie. Wie, że nie przybyłeś na prezentację Simby. No i idzie tu!
-Już się boję... o własne życie!- syknął brat króla. Kłapnął tylko zębami i ptak zaraz się znalazł w jego paszczy. Chociaż majordomus się szarpał, Skazie udało się go unieruchomić.
-Rrrrrrrroooooouuuughhh!!!!- rozległ się potężny ryk.  I nagle zza skały wyskoczył wściekły Mufasa. Zielonooki był przerażony, więc szybko wypluł ptaka. Mufasa wtedy go puścił, ale nie pozwolił wyjść z jaskini.
-W samą porę najjaśniejszy panie!- sapnął Zazu. Usiadł na ramieniu władcy i z pogardą spojrzał na Skazę. Ten natomiast uśmiechnął się i z podwiniętym ogonem zaczął się łasić do króla. Ten jednak zły zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Wtedy Skaza powiedział:
-Och, mój starszy brat zniżył się by obcować ze swym ludem! No, no!
-Dlaczego nie widziałem cię na prezentacji Simby?- padło pytanie Mufasy. Skaza przybliżył się do ściany, przeciągnął się na niej i z piskiem zjechał po niej pazurami.
-To było dzisiaj? Ech moja pamięć... nie było mnie bo wyleciało mi z głowy!- zaśmiał się.
-Doprawdy?!- zakrakał dzioborożec. Podleciał do pyska lwa i kontynuował: - Jak na brata króla nie słyniesz jakoś z czujności.
Skaza kłapnął mu przed dziobem kłami. Przerażony schował się w grzywie Mufasy. Król miał pytające spojrzenie. Jakby domagał się dokładniejszej odpowiedzi.
-Jeśli mam być szczery- odparł.- To pojawiałbym się na każdej uroczystości, gdyby na świat nie urodził się ten twój "wypłosz" braciszku!- zagrzmiał Skaza, w jego głosie słychać było zgrozę.
-Ten "wypłosz" to mój syn! A dla ciebie nie tylko bratanek, to twój przyszły król!- warknął Mufasa. Król n ie wysunął pazurów, nie chciał znów przeżywać tego co kiedyś, walki. Skaza natomiast odwrócił się i miał wyjść z jaskini, kiedy nagle zaśmiał się:
-Masz rację Mufaso, lepiej poćwiczę pokłony i dyganie!- po czym chrypliwie się roześmiał. Przestał gdy zagrzmiał głos jego starszego brata:
-Nie zwracaj się przeciw mnie, bracie!
-O nie Mufaso.- odrzekł lew, a jego spojrzenie było pełne wszelkiej nienawiści i pogardy.- To TY nie masz prawa zwracać się przeciwko mnie!
Mufasa nie wytrzymał tych słów. Podbiegł z rykiem, zagradzając młodszemu bratu. Ten troszkę się przestraszył, lecz po chwili uspokoił. Znał słaby punkt Mufasy.
-CZY TO WYZWANIE?!- wrzasnął rudo grzywy.
-I po co te nerwy? Jakbym mógł rzucać wyzwanie... TOBIE.- rzekł bez uczuć i znudzonym tonem.
-A czemu by nie?- zakpił ptak, wylatując zza grzbietu Mufasy.
-Ponieważ odziedziczyłem w lwiej części rozum- mruknął do dzioborożca i ponownie spojrzał na władcę.- Lecz jeżeli idzie o siłę- i tu chciał podkreślić walkę ze złotym lwem, w której zyskał imię "Skaza" i bliznę.- nie zostałem zbyt hojnie obdarzony...- zielonooki odszedł urażony, ale napełniony nienawiścią. Mufasa wiedział, że jego brat jest zaślepiony władzą, złem i zazdrością.
Zniknął za skałą, chcąc dalej cieszyć się z prezentacji syna. Ale kłótnia ze Skazą, wcale nie pozwalała mu na to. A co do królewskiego brata... cóż, cieszył się z kolejnych ran jakie nakreślił bratu.

niedziela, 2 września 2012

Rozdział XII - Ceremonia Simby

Przychodzimy na świat tak bezradni
I Słońce posyła nam swój dar.
I z każdym dniem nowy spełnia się sen,
Z każdym snem życie nabiera barw.
I każdy z nas już czuje zew,
Z każdą chwilą i ze wszystkich stron
przybywamy na znak, wiemy, że właśnie tak
Wiruje w nas, wieczny życia krąg.
http://www.lionkingpride.net/images/screencaptures/elephant2.jpg
To początek i kres,
Miłość, żal i gniew
Jeden mają rytm,
Jak noc i dzień.
Tutaj każdy z nas
swe odnajdzie miejsce
a krąg życia, krąg życia niech trwa!
 
To początek i kres,
Miłość, żal i gniew
Jeden mają rytm,
Jak noc i dzień.
Tutaj każdy z nas
swe odnajdzie miejsce
a krąg życia, krąg życia niech trwa! 

Tak, właśnie rozpoczęła się prezentacja księcia Simby. Pawian Rafiki pokazał Simbę z czubka Lwiej Skały. Na widok podrośniętego już nieco malucha zwierzęta zaczęły radośnie wiwatować. Podniosły się wielkie, wesołe okrzyki. Simba jednak nic nie rozumiał. Zaczął się rozglądać po wszystkich stronach. Był zaciekawiony wszystkim co go teraz otaczało.  Mufasa i Sarabi z dumą patrzyli, jak lwiątka radośnie wymachuje do poddanych łapkami. Wtem, na Simbę spadł promień słońca, a w nim ukazał się duch jakiego lwa, o zielonych oczach, czarnej grzywie i złocistej sierści. To był Ahadi, uśmiechał się wesoło do wnuka. Zwierzęta zaczęły się kłaść łby na bujnej, zielonej trawie i powstało coś w rodzaju ukłonu. Zawiał nagle mocniej wiatr, a świeże powietrze zaczęło mącić grzywę władcy. A potem Mufasa wydał z siebie głośny ryk, tak, że aż Lwia Skała, lekko się zatrzęsła. 
*   *   *   *  *
Skaza, z trudem podniósł łeb. Otrząsnął z grzywy kurz i otrząsnął się. Jedyną rzecz, którą zapamiętał z ostatniego dnia, to kłótnię z matką. Wstał z ziemi i zaczął powoli wlec się w stronę Lwiej Skały. Zauważył tłum zwierząt, wiedział, że odbyła się prezentacja, na którą wcale, a wcale nie chciało się iść. Usiadł ponuro w swojej grocie i zaczął się wylizywać z pyłu, który miał na całym futrze.Kiedy skończył się myć, nie wyglądał już tak potwornie, ale jego twarzy z gniewnej stała się nagle znudzona. W każdym razie, teraz wyglądał tak, jakby mu na niczym nie zależało. Ułożył się wygodnie pod ścianą i zaczął myśleć. Dotychczas niezmąconą ciszę, przerwały jakieś kroki. Lew nadstawił baczniej słuchy i odwrócił łeb. Spodziewał się brata, albo Ziry, ale przed wejściem stała... Shenzi. Skaza warknął pod nosem niezadowolony, ale po chwili zapytał:
-Czego chcesz, Shenzi?
-To co z tą połową Lwiej Ziemi, dostaniemy ją, czy nie?- zapytała obojętnie z wywieszonym językiem, jakby sto lat nie piła. Brat króla zmarszczył czoło i warknął:
-Wtedy kiedy kazałem wam zaatakować Lwią Skałę? To jak już wtedy mówiłem, dostaniecie ją, kiedy pozbycie się wówczas Mufasy. Ale tego nie zrobiłyście, więc co ja mogę wam dać?
-Co prawda to prawda, ale obiecałeś jeszcze coś do żarcia...- i tu Shenzi miała racje. Zaczęła nerwowo kręcić nosem, aż wywąchała jakiś zapach. Lew wiedział, że hiena czuje mięso jakie sobie to zostawił, więc skrzywił się z obrzydzeniem i wyjął zza kamienia, niewielką kość, pełną mięsa. Podsunął ją pod łapy hieny. Shenzi uśmiechnęła się chytrze i natychmiast porwała jedzenie, uciekając z powrotem na Cmentarzysko. 
*   *  *  *  *
Prezentacja zakończyła się przedpołudniem. Mufasa leżał koło Lwiej Skały, na miękkiej trawie pod niewielkim, rosnącym tam drzewkiem. Obok siedziała Sarabi i myła malutkiego Simbę. Wszyscy zdążyli już pogratulować królowej i królowi synka, lecz nie przybył Skaza. Mufasa od początku nie widział brata. Najpierw ogarnęło go zdenerwowanie, a potem lęk o życie młodszego brata. 
-Zazu!- zawołał król, a dzioborożec natychmiast przybył.
-Tak panie?- zapytał Zazu jak to miał w swoim eleganckim zwyczaju. 
-Poleć do jaskini Skazy i poszukaj go tam. Jeśli go tam znajdziesz, powiedz mi o tym.- zlecił rudo-grzywy lew. Majordomus kiwnął głową, wzbił się w powietrze i poleciał. Przed grotą Skazy, zobaczył jednak coś nieoczekiwanego: Skaza częstował upolowanym przez siebie mięsem hienę. Już miał polecieć do króla, ale gdy zobaczył, że Shenzi ucieka, postanowił nie zawracać sobie tym głowy. Pragnął jednak opowiedzieć Mufasie tą historię. Coś jednak chwyciło go za ogon i pociągnęło do ziemi.
-Ładnie to tak podsłuchiwać i szpiegować?!- rozległ się szorstki głos Skazy. Zazu wolno, w strachu odwrócił łeb.
-Ja tylko... to zlecenie, króla Mufasy! I muszę do niego polecieć, bo cię szuka! Proszę, wypuść mnie!- nawet słodkie oczka Zazu nie pomogły. Lew zamyślił się, a po chwili, powiedział:
-Pod warunkiem, że nie powiesz mu o tym co tu widziałeś. O tej hienie i o tym, że dałem jej jedzenie, jasne?!
Dzioborożec pokiwał głową, poczuł, że jego ogon znów jest wolny. Niebieski ptak poleciał do króla. Usiadł na gałęzi i oznajmił, że Skaza jest w swojej grocie. Mufasa był wściekły. A więc jego brata specjalnie nie było na ceremonii, żeby mu zrobić na złość.
-Poleć do niego i powiedz mu, że złożę mu wizytę!
Zazu pragnął odmówić wykonania tego rozkazu, lecz widząc wściekłego Mufasę, przestraszył się. Natychmiast zawrócił do jaskini królewskiego brata.

piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział XI - Rozmowa z Uru

Skazie trudno było zaakceptować fakt, że królestwo ma nowego majordomusa. Wiedział, że jeśli zbliży się do Simby i cokolwiek mu zrobi, to Zazu natychmiast powie o tym Mufasie. O  świcie Skaza opuścił grotę w nadziei, że nie spotka po drodze Zazu lub Mufasy. Długo szedł, aż w końcu zaszedł na skraj pastwiska antylop, gdzie dojrzał niewielką grotę. Zaciekawiony wszedł do niej, lecz zaraz tego pożałował. Na kamieniu, pośrodku, stał majordomus. Brat króla już chciał wyjść, kiedy ten go zawołał:
-Choć tu Skazo. Nie przeszkadzasz mi.
Skaza zacisnął zęby. Miał ochotę rozszarpać ptaka na kawałki. Mimo wszystko podszedł do dzioborożca i usiadł obok kamienia.
-Czego chcesz? Tylko nie zanudzaj, tak jak wtedy, kiedy siedziałeś w klatce, na Cmentarzysku.- rzekł znudzony tonem lew.
-Myślałem, że to ty masz do mnie jakąś sprawę! W końcu, chyba nie przyszedłeś tu nadaremnie?- zapytał z oburzeniem Zazu.
-Wyobraź sobie, że ja tu tylko przechodziłem! Nic nie chcę od tak durnego ptaka jak ty!- warknął gniewnie Skaza. jego zielone oczy, płonęły. Do wnętrza jaskini wlewało się coraz więcej światła, lecz promienie spadły tylko na głaz i na ptaka, zaś mrok jaskini, jarzył się i cisnął w stronę Skazy.
-Durnego ptaka?! Powinieneś być mi wdzięczny, za to, że umiem trzymać język za zębami, a nie wypaplać Mufasie o tym, jak mnie potraktowałeś! No i o tym, że ty również jesteś zamieszany w porwanie Simby! I chociaż czuję się okropnie, okłamując tak dobrego, szlachetnego i czcigodnego władcą, to ty będziesz polować na moje życie, gdybym mu o tym powiedział. Umiem dotrzymywać złożonych obietnic i dzięki temu...
-Dość!- ryknął zielonooki lew, krążąc wokół głazu, coraz bardziej zdegustowany gadaniem ptaka. - Jeśli uważasz, że prawdą jest fakt, mówiący, iż umiesz dotrzymywać danego słowa, to jesteś w błędzie! Mufasa nigdy nie odszukał Simby, gdyby nie ty! I moja Zira, też, nie zostałaby wygnana gdyby nie twoja paplanina i wrobienie jej w ten spisek! Po stokroć ja bym wolał zostać wygnany, ale nigdy nie chciałbym dopuścić do tego, aby ona odeszła! A zresztą, co ja ci będę tłumaczyć, ty i tak nigdy nie zrozumiesz!
Do oczu lwa napłynęły łzy. Wyskoczył jak oparzony z groty i pognał w stronę domu. Nim jednak dotarł do Lwiej Skały, łzy zeszły mu z polików, głos nabrał pewności siebie i nie drżał, a w oczach pojawiła mu się wyczerpująca złość. Z sawanny dojrzał na czubku Lwiej Skały swoją matkę. Zmarszczył czoło, postanowił z nią porozmawiać, na niezbyt miły temat - na temat tronu. Wdrapał się z posępną miną, na czubek, lecz nagle spostrzegł malutkiego Simbę w objęciach jego matki.
-Em... matko?- zagadnął powoli Skaza. Ta odwróciła powoli sędziwy łeb.- Możemy porozmawiać.
-Oczywiście synu! Po co pytasz? Zawsze możesz!- odparła wesoło brązowa lwica, jej głos znów odżył młodością.
-Eh, myślałem, że jesteś ZBYT zajęta pieszczeniem swojego wnuka... proszę cię jednak, nie rozmawiajmy TUTAJ. Będę czekał na ciebie, przy swojej grocie.- odparł bez uczuć i zaczął schodzić z posępną miną.



























Uru westchnęła.
-Dlaczego on taki się stał? Niemiły, arogancki? Eh, cóż, pójdę z nim porozmawiać.- szepnęła sama do siebie i otarła, swój zimny, mokry nos, o malutkie ciałko lwiątka. Wzięła Simbę w pysk i zaniosła go do Sarabi. A potem pokuśtykała do groty młodszego syna. Zastała go siedzącego przed jaskinią. Zapatrzył się smutno w ziemię. Uru, usiadła koło niego.
-A więc, o czym chciałeś porozmawiać?- zapytała smętnie.
-Chciałem zapytać... no czy ty... mogłabyś porozmawiać z Mufasą, na temat... władzy? To znaczy... czy mogłabyś go jakoś nakłonić do tego, aby oddał władzę mi?- odrzekł Skaza, z drobną nadzieją w głosie. Matka niczego mu prawie nie odmawiała, więc pomyślał, że i tego nie odmówi.
-Skaza... wiesz dobrze, że to niemożliwe... tron, to nie rzecz, którą można pożyczyć komu innemu. I nawet ja nie byłabym w stanie, nic powiedzieć Mufasie. Wiesz... mi też jest smutno, że ty nie jesteś królem, ale są sprawy nad którymi nie mogę zapanować. Ani ja, ani ty... przykro mi synu.
Głos Uru, złamał się naglę. Przerażona spojrzała na Skazę, którego twarz ustąpiła nagle wielkiemu gniewowi, aż się przeraziła. Zaczął nerwowo wokół matki. Jego ogon chodził jak błyskawica.
-Rozumiem!- warknął.- zamieniasz się w mojego ojca, jesteś zupełnie taka jak on! Wątpisz w to, że będę dobrym królem! Sądzisz, że król powinien być silny, lecz bez rozsądku! A ja może i nie dorównuje sile Mufasie, ale mam więcej oleju w głowie niż on! Tak samo mówił Ahadi!
-Synu, uspokój się! Ja tak wcale nie myślę! Ja po prostu sądzę, że ty...- nie dokończyła bo Skaza od razu jej przerwał.
-Nic nie mów! Ja wiem... po prostu uznałaś, że w moich żyłach nie płynie królewska krew, chociaż jestem synem władcy! Tylko to, że pierwszy przyszedł na świat Mufasa to oznacza, że nie mam szans z nim, tak?! To chciałaś powiedzieć?! To zrozum, że tak nie jest i kiedyś będę miał swój tron! Obiecuję ci! Chociaż miałbym, być wyrzutkiem, to zostanę tym królem! Chociaż miałbym pluć krwią, to zostanę tym królem!
-SKAZA!!!- wrzasnęła Uru. Z trudem udało jej się uciszyć Skazę. Lew umilkł, a Uru kontynuowała.
-Nie dlatego, że jesteś młodszy nie jesteś królem, po prostu, po prostu...- Uru zaczęła szukać dobrej wymówki, aż w końcu powiedziała: - Bo ty nie jesteś synem Ahadiego!
Lwica sama nie wiedziała, dlaczego tak skłamała. Skaza natomiast wytrzeszczył oraz syknął:
-Co powiedziałaś?!
-Przepraszam!- z polika Uru kapnęła łza. Akurat był zachód słońca. Lew wrzasnął ile miał tylko sił:
-Dość długo się kłóciliśmy! Za długo, nadszedł zachód słońca! Tak długo i dobranoc!
-Tak długo i dobranoc...- powtórzyła delikatnie Uru. Łkając pobiegła do Lwiej Skały.
Skaza natomiast nie żałował tych słów. Sycił się smutkiem i bólem matki. Ruszył w kierunku Cmentarzyska Słoni, lecz po drodze stało się coś dziwnego. Skaza stracił poczucie rzeczywistości. Przed oczami pokazał mu się obraz jego dziadka Choya z nastoletnim Ahadim. Słyszał to kiedyś z jego opowieści, a kiedy tak Choyo kłócił się z Ahadim, w końcu ojciec Skazy i Mufasy powiedział:
-Ta kłótnia trwała aż do zachodu słońca! Tak długo! I dobranoc ojcze*!
Jednak po tym Skazę zamroczyło, przed oczami pojawiły mu się małe, czarne plamki, które zaczęły rosnąć i rosnąć, aż w końcu lew nie widział nic, zamknął oczy, zatoczył się  i upadł... po prostu zemdlał.
---------------------------------------------------------------------------------
*Za niedługo pojawi się nowe drzewo genealogiczne, w którym to Uru będzie córką Mohatu, a Ahadi, synem Choya.
Wreszcie napisałam ten rozdział! Jest długi i myślę, że wam się spodoba! Liczę też, na dużo komentarzy. Wiem, Uru głupio postąpiła mówiąc, że Skaza nie jest synem Ahadiego. Pa!

piątek, 24 sierpnia 2012

Nagrody

Co prawda nagrody miały być dopiero jutro, ale ponieważ jutro mnie nie będzie, wystawię nagrody dzisiaj! A więc pierwsze miejsce należy do Nyoty! Oto twoje nagrody:
Dyplom














A niespodzianką jest nagłówek na twój blog!
(Jak chcesz sobie powiększyć, kliknij)

















I jeszcze drugi dyplomik za zrobienie supcio rysunku :)
















Teraz drugie miejsce, zdobywa Joxx!
Dyplom















A to twój rysunek :)










I jeszcze dyplomik za rysunek!














No i jeszcze Zika Lwica, jest na trzecim miejscu.
















Wszystkim gratuluję i życzę powodzenia w dalszych konkursach!

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział X Nowy majordomus

Zira została przepędzona z Lwiej Ziemi, towarzyszył jej Uroho i lwice ze stada Serpen. Lwica poprzysięgła sobie, że kiedy Skaza obejmie rządy powróci. Jej mąż codziennie przynosił jej jedzenie, także nikt nie był głodny. Było to oczywiście tajemnicą, bo przecież gdyby Mufasa by się o tym dowiedział, byłby wściekły. Simba był już tygodniowym lwiątkiem, a Naandę pochowano. Mufasa był bardzo wdzięczny Zazu, za to, że doprowadził go do zaginionego syna.
-Zazu, będę ci dozgonnie wdzięczny! Bardzo ci dziękuję, że odnalazłeś mojego syna. - powiedział Mufasa, kiedy spotkał Zazu siedzącego na gałęzi drzewa, na sawannie. Dzioborożec zarumienił się i wylądował na łapie króla.
-Ach, to nic takiego, panie. Po prostu, spełniłem mój obowiązek!
-Jak bym mógł ci się odwdzięczyć?- zapytał lew. Zazu zastanowił się. Co prawda, był dość skromny, lecz miał pewne jedno życzenie i nigdy nie podejrzewał, że kiedykolwiek się spełni. Wziął głęboki oddech i westchnął:
-Wystarczy mi tylko to, żebyś sprawił, aby moja rodzina, była majordomusami króla!
Na pysku Mufasy pojawił się serdeczny uśmiech. Pokiwał głową, na znak, że się zgadza.
W trawie jednak, siedziała zaczajona Zira i przysłuchiwała się, od początku tej rozmowie. Była wściekła, wiedziała, że w ten sposób Skaza nie jest w stanie zrobić krzywdy Simbie. Pobiegła w stronę groty, królewskiego brata, poinformować go o tym.
-Nie przejmuj się tym! Ten głupi ptak nawet nie nadaje się na majordomusa!- odparł spokojnie Skaza, kiedy się o tym dowiedział.
-Ale bierzesz pod uwagę fakt, że kiedy ten głupiutki bratanek, zbliży się do ciebie, nie będziesz mu mógł nic zrobić?- zagadnęła Zira.
-Bystra jesteś! Ale mi to nie przeszkodzi.- odpowiedział beztrosko.- Hieny zrobią wszystko, na każde moje skinienie.
-Wiem, ale...- nie dokończyła, gdyż usłyszała szmer trawy. To lwice, szły na polowanie.
-Uciekaj, szybko!- zawołał Skaza. Lwica z paskiem, szybko wybiegła z jaskini i ruszyła na Złą Ziemię. Pomyślała, że powinna jednak dać Skazie wolną łapę, w planowaniu przeciw Mufasie i Simbie.
*   *   *   *   *
Mufasa poszedł do lwic, z Zazu na ramieniu. Uśmiech i duma, napełniały jego serce. Postanowił uroczyście ogłosić wśród lwic nowego majordomusa. Wszystkie zebrały się w niewielkiej grupce i oczekiwały, co ma im do obwieszczenia król.























-Lwice! Uroczyście ogłaszam, że od teraz, po wsze czasy Lwia Ziemia będzie miała... królewskiego majordomusa! A zostaje nim... dzioborożec Zazu!- ogłosił Mufasa. Na to lwice podniosły ryk, były zadowolone. Teraz, na Lwiej Ziemi, było bezpieczniej.
--------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie coś napisałam! Wybaczcie, że długo nie pisałam, ale straciłam wenę. Przypominam o konkursie!

sobota, 18 sierpnia 2012

Konkurs

Zapraszam do brania udziału w konkursie! Będą trzy zadania, a czwarte jest dodatkowe i daje za niego drugi dyplom!
1. Zgadnij o  kogo mi chodzi:
a) ma czarną grzywę, zielone oczy, złociste futro oraz czarny nos
b) jest brązowy, ma pomarańczowe oczy i drobną grzywkę, posiada również siostrę (dla ułatwienia, wystąpił w książce "Wyzwanie Nali")
c) jest wredna i mściwa, posiada brązowy pasek na grzbiecie i czerwone oczy
2. Popraw błędy w życiorysie Nuki:
Przyszedł na świat jako trzecie dziecko Skazy i Ziry. Miał młodszego brata Kovu, starszą siostrę Vitani i starszego brata Uroho. Bardzo chciał być królem i załamał się, kiedy przyszłym władcą obwołano Kovu. Pewnego dnia, do królestwa przybył prawowity dziedzic tronu, Kimba i zabił jego ojca. Matka Nuki postanowiła się zemścić i zabiła syna Kimby, Kopę. Wtedy została wygnana ze swoim stadem i dziećmi na Rajską Ziemię. Trenowała Kovu na takiego, jakim był Skaza. Nuka był z tego powodu szczęśliwy. Bardzo się też ucieszył, kiedy Uroho uciekł z Rajskiej Ziemi. Kiedy Kovu, Vitani i on dorośli, Zira nakazała im podpalić las, żeby Kovu mógł uratować córkę Kimby - Sarę i żeby został przyjęty do stada. Nuka i Vitani zrobili tak jak chciała ich matka. W końcu, Kovu nie świadomie zaprowadził Kimbę w miejsce zasadzki Ziry. Stado ścigało króla bardzo długo, lecz w końcu ten utknął wspinając się po kłodach. Nuka chcąc się wykazać, spróbował zrzucić Kimbę, ale przez swoją nieuwagę, sam spadł i został przygnieciony przez kłody. Ostatnie słowa które wypowiedział do matki to: "Przepraszam matko, starałem się. Wydaje mi się, że wreszcie zyskałem twoją uwagę, czyż nie?" I wtedy umarł.
3. Opisz ( w 3-4 zdaniach) swoją ulubioną postać z KL.
4. Narysuj obrazek z ojcem Nali (według was). Podajcie mi link do niego!
-------------------------------------------------------------------------
I miejsce: dyplom + niespodzianka
II miejsce: dyplom + obrazek
III miejsce: dyplom
Konkurs trwa do 25 sierpnia!