-Wiem, że jesteś silnym lwem, ale uważaj na siebie... proszę bądź ostrożny!
-Nie martw się, Ziro. Zabiję go, nawet kępka futra nie zostanie!- odparł beztrosko Taka i pobiegł. Tak jak podejrzewał, jego brat był na Lwiej Skale i rozmawiał z lwicami. Kiedy skończył, miał gdzieś pójść, ale Taka stanął mu na drodze i uśmiechnął się do niego.
-Witaj Mufaso!- zawołał.
-Witaj Taka! Co cię do mnie sprowadza?- spytał bez wahania król.
-Może wybierzemy się gdzieś, na jakąś przechadzkę, hmm? Tak dawno nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu.
-Tak, to prawda. Chętnie! Chodźmy!- powiedział po dłuższej chwili namysłu rudo-grzywy i wraz z zielonookim, poszedł znaną braciom ścieżką. Kiedy byli już daleko od Lwiej Skały, królewski brat przysiadł na ziemi. Mufasa odwrócił się, spojrzał na brata zdziwiony i zapytał go, czy się zmęczył. Ten tylko uśmiechnął się szyderczo i stanowczo pokręcił głową, że nie.
-W takim razie, o co chodzi?- wyjąkał troszkę przestraszony Mufasa. Skaza ujawnił swoje pazury.
-Wiesz, czasem zastanawiam się, jak nasz ojciec mógł być tak głupi i ślepy, żeby ciebie wybrać na króla.
-Uważaj, zwracasz się do twego króla i...- nie dokończył bo przerwał mu Taka.
-I jesteś też moim bratem! Mogę więc się do ciebie zwracać jak chcę!- warknął. Okrążył brata i dodał: - To jest wyzwanie! Ten kto wygra walkę, ten zostaje królem!
Mufasa cofnął się. Na grzbiecie poczuł zimną skałę. Był w pułapce, w ślepym zaułku. Odszedł od skalnej ściany oraz spojrzał młodszemu bratu prosto w oczy.
-Nie podniosę łapy na brata, chociaż mielibyśmy być największymi wrogami!- odparł zdenerwowany.
-Nie?- Taka udał urażonego i zmarszczył czoło. - W takim razie zacznę pierwszy!- po tych słowach rzucił się na Mufasę.
Lwy walczyły. Taka miał przewagę nad bratem bo miał sensowny plan. Tryskała krew, Mufasa miotał się i walił młodszego brata najsilniej jak mógł, żeby się wreszcie poddał. Brązowy lew nie był jednak tak silny jak Mufasa. Po chwili poczuł na oku pulsujący ból. Tak silny jak nigdy...potężne nacięcie na lewym oku, było bardzo mocne i szczypało. Taka upadł na ziemię i nie podniósł się, ale żył. Nie chciał już walczyć. Król zrozumiał brata i powiedział wściekle:

-Ha! Cieszę się, że nareszcie to zrozumiałeś!- lew z raną na oku wstał z ziemi i usiadł. - To imię jednak doskonale pasuje! Nareszcie pomyślałeś logicznie! A teraz arrivederci panie król!
I zaczął gnać. Pobiegł szybko do swojej groty. Tam czekała na niego zniecierpliwiona Zira. Kiedy ujrzała okropne zadrapanie na oku męża przeraziła się. Wiedziała, że plan nie wypalił.
- To ON ci to zrobił, Taka?- zapytała lwica i przytuliła się do grzywy lwa. Królewski brat gwałtownie odepchnął do siebie lwicę.
-Nie jestem Taka!- syknął.- Jestem Skaza!
Od tego czasu wszyscy, nawet Zira nazywali Takę, Skazą. A lew, zamiast czerwienić się od wstydu, cieszył się, że zyskał takie imię. Mufasa nie wspomniał tylko o jednym, drobnym szczególiku - o walce z bratem.
Super! Ciekawą masz wersję co do tej blizny. ;)
OdpowiedzUsuńP.S. U mnie konkurs! Zapraszam!
Świetna notka :) Bardzo fajny pomysł z tą blizną Skazy. Pozdrawiam i czekam na kolejne notki :)
OdpowiedzUsuń